10 maja 2015

Two

Po kilkunastu minutach spaceru zatrzymaliśmy się pod budynkiem w którym mieszkał Facundo. Weszliśmy po schodach na trzecie piętro, a Andrzej zadzwonił dzwonkiem. Otworzył nam po kilku sekundach.
- Cześć, co tu robicie?- spytał.
- Masz pięć minut żeby się ogarnąć. Inaczej idziemy na miasto bez Ciebie.- oznajmił Karol. Weszliśmy do mieszkania.
- Po co na miasto? Jedź se elektrownię zobacz.- odparowałam.
- Oj, Mari, daj spokój.- westchnął Andrzej.
- Co daj spokój?! Pójdziemy do jakiegoś pieprzonego klubu gdzie będziecie wyrywać dziunie, a ja jak ta ostatnia idiotka będę siedzieć przy barze i pić.- oświadczyłam i w tym samym momencie mój telefon zaczął grać Enter Sandman Metalliki. Odebrałam połączenie od Huberta.
- Cześć kochanie, co u Ciebie? Jesteś już w Bełchatowie?
- Hej. Tak, wszystko dobrze. Już jestem. A co u Ciebie? Mou pewnie daje popalić.
- Tak.- zaśmiał się.- Ale daję radę. Masz pozdrowienia od Oscara.
- Jego też pozdrów.
- Do zobaczenia za trzy dni.
- Do zobaczenia.- rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni.
- Mou?- zapytał zdezorientowany Karol.
- Mourinho, geniuszu.- Wrona lekko uderzył Kłosa w potylicę.- Za ile wyjeżdżasz?
- Za trzy dni.
- Marina wyjeżdża? Gdzie?- wypytywał Facundo.
- Do Londynu. Będziesz tęsknił?- spytałam z uśmiechem.
- A na ile wyjeżdżasz?
- Nie wiem, szczerze mówiąc. Może na pół roku, może dłużej.
- Na tak długo?! Będzie nam brakowało twojego dogadywania.- oznajmił smutno Karol.
- Nie martwcie się, będę was dręczyć przez telefon- zapewniłam.- Wyrośnięte głupki.
- Mała wredota.- odgryzł się Karol.
- Siatkarzu niedo...- zaczęłam, ale na ekranie telewizora mignęła mi znajoma twarz. Mimowolnie uśmiechnęłam się.
- Nie śliń się do tego Andersona. Ani to seksowne, ani romantyczne.- oznajmił Andrzej.
- Przynajmniej umie grać w przeciwieństwie do Ciebie.- odparowałam. Karol i Facu zaśmiali się.- Teraz cicho.- spiorunowałam dwójkę wzrokiem i wróciłam do oglądania meczu. Matt właśnie przyjął piłkę, a Michajłow przebił i nikt jej nie zablokował. Apalikow zaserwował, ale Zaytsev przebił i piłka spadła obok Spiridonowa.
- Spiridonow ty siatkarzu niedorobiony, rusku nieogarnięty naucz się grać!- wrzasnęłam.- Masz może piwo lub cokolwiek procentowego do picia?- spytałam gospodarza.
- Tak, zaraz przyniosę.- podniósł się z fotela i wyszedł z salonu. Po chwili wrócił z czerwonym winem, korkociągiem i kieliszkiem. Wzięłam od niego butelkę i korkociąg. Po otwarciu wzięłam łyka.
- Rekwiruję tą butelkę.- oznajmiłam.- Cholera, Spiridonow weź się kurwa ogarnij!- krzyknęłam.
- Już współczuję twojemu facetowi.- odezwał się Wrona.
- A ja twojej dziewczynie.- odpowiedziałam. Matt był już za linią końcową. Zaserwował. Piłkę odbił Zaytsev. Mecz skończył się wygraną Zenitu. Spiridonow ma szczęście, bo gdyby było inaczej to na niego zrzuciłabym winę za porażkę.
Po zakończeniu meczu wróciłam z chłopakami do domu.
- Gdzie byliście? Czemu od Mariny czuć alkohol?!- wypytywał Michał gdy tylko przekroczyliśmy próg.
- Spiridonow ją wkurzył.- oznajmił Andrzej.
- Aha, no to wszystko jasne.- pokiwał głową ze zrozumieniem.- Oj Mari, Mari.
- Ten głupi rusek mnie wkurwił i no musiałam.
- Nawet Anderson nie pomógł.- dodał Karol.
- Nikt Cię o zdanie Kłos nie pytał.- syknęłam.
- Co Matt?- odezwała się Wiktoria i spojrzała na mnie.- Spiridonow, jak mniemam ją wkurzył i musiała się napić. Wzdychała do ekranu gdy pojawiał się na nim Anderson?- Karol i Andrzej pokiwali głowami.
- To nie pierwszy raz?- spytał Michał, a Wiki pokręciła głową.
- Ogląda każdy mecz Zenitu.- oznajmiła.
- Idę spać.- oznajmiłam i weszłam po schodach na górę. Weszłam do ostatniego pokoju w korytarzu. Jedna ściana była biała, a pozostałe trzy granatowe. Meble były jasne i kontrastowały z ciemnymi ścianami. Podeszłam do ściany zapełnionej plakatami i zdjęciami osób które podziwiałam i dalej podziwiam. Był wśród nich między innymi Michael Schumacher, Fernando Torres, Matt Anderson i Freddie Mercury. Ale coś mi nie pasowało. Michał powiesił swój plakat. Drzwi otworzyły się.
- Misiek wytłumacz mi to.- odwróciłam się i wskazałam na ów plakat.
- Wiesz jaka to satysfakcja gdy na ścianie w pokoju młodszej siostry wisi plakat jej brata siatkarza?
- Niech Ci będzie.- westchnęłam, ale uśmiechnęłam się.
- Prześpij się. Jutro, o ile pozwoli Ci na to twój stan pójdziemy razem na trening.- oznajmił i wyszedł z pokoju. Podeszłam do komody i wysunęłam drugą od góry szufladę. Pod dwoma podkoszulkami leżał test ciążowy. Leżał tu od sześciu lat, gdy na osiemnastkę podarowała mi go koleżanka. Na szczęście nie był mi jeszcze potrzebny. Przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka. Po chwili zasnęłam. Po przebudzeniu poszłam do łazienki, wzięłam prysznic i zrobiłam lekki makijaż. Gotowa do wyjścia zeszłam na dół.
- O kurwa, ale mi głowa napiernicza.- jęknęłam wchodząc do kuchni. Zrobiłam sobie kawę i tosta z nutellą.
- Cześć ciociu.- przywitał się jeszcze lekko zaspany Oliwier.
- Hej. Chcesz tosty z nutellą?
- Tak, poproszę.
- Co tak wcześnie wstałeś?- spytałam. Zegar za pięć minut miał pokazać ósmą.
- Nie wiem. Tak jakoś.- westchnął.
- A jak w szkole?
- Dobrze.- posmarowałam tosty nutellą i dałam bratankowi. Dziesięć minut po ósmej do kuchni weszła dwójka mojego rodzeństwa.
- Spiridonow byłby z Ciebie dumny, Mari.- mój brat uśmiechnął się głupkowato. Spojrzałam na niego z byka i upiłam łyk kawy.- Już gotowa? Trening jest za prawie dwie godziny.
- Nie Misiaczku. Za niecałą godzinę.- poprawiłam. Michał jak poparzony zerwał się z miejsca i pobiegł na górę.
- Mówiłaś poważnie?- spytała Wiktoria
- Niech zna moje dobre serce.- uśmiechnęłam się. Wiki poszła się ubrać, a ja zrobiłam dla nich śniadanie.
- Dlaczego Ty wiedziałaś o wcześniejszym treningu, a ja nie?
- Falasca wczoraj powiedział Wroniastemu, a on mi. I tak jakoś sobie teraz przypomniałam.
- Ale nie wkręcasz mnie?
- Wyjątkowo nie.
- Dzięki, a Wronie to chyba łeb urwę. Wczoraj nie pamiętał.- za dziesięć dziewiąta pojechaliśmy z Oliwierem na trening. W trójkę weszliśmy na halę. Na jednej z górnych trybun siedział jakiś mężczyzna. Spojrzałam na niego, ale siedział zbyt daleko bym mogła go rozpoznać.
- Dzień dobry trenerze.- przywitałam się z Falascą i usiadłam na trybunie.
- Witam rodzinę Winiarskich.- uśmiechnął się. Ktoś usiadł obok mnie.
- Bardzo mi miło znów Cię wiedzieć Marino.- usłyszałam wyraźny francuski akcent.
- Trener Antiga. Wpadł pan pooglądać swoich podopiecznych?- spytałam w ojczystym języku mojego rozmówcy.
- Tak. Muszę zastanowić się nad składem na Stany. Mam nadzieję że będziesz na meczu.
- Postaram się.- uśmiechnęłam się.
- Miło mi to słyszeć.
Chwilę później na halę weszła czwórka siatkarzy.
- Dzień dobry trenerze!- zawołał Karol- Jak mija panu dzień? Podoba się panu w Bełchatowie?
- Przestań się podlizywać trenerowi, Kłos i tak nie zagrasz.- odpowiedział mu Andrzej i wszyscy oprócz Kłosa zaśmiali się.

3 komentarze:

  1. Uwielbiam Twój styl pisania. Jest lekki i przyjemny, fajnie oddaje nastroje bohaterów. No i podoba mi się historia, to jak wplatasz w nią żarty :D Jedyne co, to czasami się gubię w dialogach, tzn, nie wiem kto co mówi w danej chwili. Tak jak np. tutaj, gdy Marina rozmawiała z bratem o wcześniejszym treningu. W pewnym momencie wydawało mi się, że Misiek uciekł, więc dziewczyna rozmawia z Wiki... Może dałoby się to jakoś mocniej zaakcentować czasem, kto w danym momencie się wypowiada?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ogólnie podoba mi się to opowiadanie. Aczkolwiek mam dwa "ale". Po pierwsze zbyt dużo dialogów, zbyt mało opisów. Drugie to zbyt dużo imion pojawia się w krótkim odstępie i czasami po prostu zwyczajnie nie nadążam. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. Dziewczyna (zapomniałam jej imienia) uważa, że jak dziecko obudzi się o 7.55 to jest wcześnie? O rety, mój siostrzeniec jak śpi to siódmej to jest dobrze.
    Nieźle Andrzej powiedział koledze po fachu. Czyżby się nie lubili?
    Pozdrawiam,
    http://akfradratposiadaartystycznaduszyczke.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń