W poniedziałek byłam już w Londynie. Niebo było zachmurzone i wiał lekki wiatr. Jednym z powodów dla których kochałam to miasto była pogoda. Temperatura rzadko przekraczała 30 stopni i często padało. Z dworca odebrał mnie Hubert, włożył walizkę do bagażnika i pojechaliśmy do mieszkania.
- Fajnie, że wróciłaś. Już nie wyjedziesz na drugi koniec świata?- spytał.
- Nie wiem.- odparłam i przytuliłam się do chłopaka, a on pocałował mnie w czubek głowy. - Idę się położyć.- ziewnęłam i poszłam do pokoju. Położyłam się do łóżka i po chwili już spałam. Ze snu wyrwała mnie piosenka Red Hot Chili Peppers. Odebrałam połączenie od brata.
- Czemu nie powiedziałaś że byłaś w Brazylii?
- Cześć Michał. Kto Ci powiedział?- spytałam lekko zaspanym głosem.- Zadzwoniłeś powiedzieć, że wiesz iż byłam w Rio czy jest jakiś inny powód?
- No, chciałem pogadać, ale słyszę że Cię obudziłem więc zadzwonię później.
- Zadzwoń na skype'a za chwilę to pogadamy.- oznajmiłam i rozłączyłam się. Włączyłam laptopa i zalogowałam się na komunikatorze. Odebrałam połączenie od Michała, ale na ekranie pojawiła się uśmiechnięta twarz mojej siostry.
- Hej Wiki. Jesteś w Bełchatowie?
- Tak. Opowiadaj, jak było w Brazylii? O, Michał przyszedł.- uśmiechnęła się. Przez ponad godzinę rozmawialiśmy na różne tematy. O lidze światowej, przyszłej szkole Wiktorii, nowym sezonie Plusligi. Pożegnałam się z rodzeństwem i poszłam do salonu. Hubert z Oscarem grali w Fifę. Przywitałam się z Brazylijczykiem i usiadłam obok Huberta. Liverpool, którym grał Oscar prowadził z Evertonem 3-2.
- Widzę, że zdecydowaliście się na derby Merseyside.- uśmiechnęłam się.
- Liverpool czy Everton?- spytał Oscar.
- Liverpool.- odparłam. Michał zaszczepił we mnie miłość do tego klubu. Liverpool był pierwszym piłkarskim klubem, który pokochałam i zawsze będzie zajmował specjalne miejsce w moim sercu.
- Ulubiony piłkarz i dlaczego?- następne pytanie Brazylijczyka.
- Steven Gerrard. Za jego przywiązanie i miłość do klubu. Za walkę i serce, które zostawiał na boisku. Za to że się nie poddawał.- oznajmiłam. W tym momencie Lukaku z Evertonu zdobył bramkę po dośrodkowaniu w pole karne Aarona Lennona.
- A jak Ci się podobało w Rio?
- Tak szczerze to nie zwiedzałam zbyt dużo. Byłam tylko na Corcovado i Maracanie. Stadion robi ogromne wrażenie, pomnik również.- odpowiedziałam i przeniosłam wzrok na ekran. Ostatecznie mecz wygrał Liverpool, a Oscar wrócił do siebie.
- Chcesz coś obejrzeć, jakiś mecz lub film?
- Obejrzyjmy siatkówkę. Stany z Serbią?- spytałam włączając kanał na którym była powtórka półfinału.
- Może być. Ale wiesz że prawie nikogo nie znam.
- Spokojnie. Zaraz poznasz.- uśmiechnęłam się. Po kwadransie już się w miarę orientował.
- To jest Atanasijevic, tak?- zapytał gdy atakujący przygotowywał się do wykonania zagrywki.
- Zgadza się.
- Dobry jest.- skwitował.- Znasz go?- spytał gdy amerykański szkoleniowiec wziął czelendż.
- Tak. Grał w Skrze.
- Więc się przyjaźnicie.
- No tak, ale to chyba nic złego, prawda?
- Jasne, że nie.- zaprzeczył. Parę razy w ciągu trwania meczu zapytał o któregoś z zawodników, o ich pozycję, a czasami o jakieś inne rzeczy.
- Zadzwonił do mnie Eden. Zaprosił nas do siebie na imprezę. Chcesz iść?
- Tak, czemu nie.- zgodziłam się. Wzięłam szybki prysznic i wróciłam do pokoju. Ubrałam czarne rurki, szary top z nadrukiem i czarne trampki. Po kilku minutach jazdy dotarliśmy do mieszkania Belga. Hubert objął mnie ramieniem i zadzwonił dzwonkiem. Drzwi otworzył gospodarz i wpuścił do środka.
Hubert poszedł do chłopaków, a ja podeszłam do stojącej z jakąś brunetką Ludmily.
- Hej Marina.- przywitała się radośnie Ludy.- Poznaj Aleksandrę, Alex to Marina.
- Cześć, miło poznać.- uśmiechnęłam się i uścisnęłam jej dłoń.
- Ciebie również.- odwzajemniła uśmiech.
Po kilkudziesięciu minutach poznałam resztę partnerek piłkarzy Chelsea. Okazało się że Aleksandra jest fanką siatkówki i jako nastolatka grała amatorsko, więc miałyśmy dużo tematów do rozmowy. Prawie cały wieczór przegadałyśmy na temat tegorocznej ligi światowej. Do domu wróciliśmy po jedenastej.
Następnego dnia wróciłam do pracy. Przed dwunastą podszedł do mnie Arrington.
- Chciałbym z Tobą porozmawiać.- oznajmił i ruszył do swojego gabinetu, a ja za nim. Wskazał mi fotel naprzeciwko biurka.
- Dzwoniła do mnie Lisa Wainwright. Chce się z Tobą spotkać.- spojrzałam na mojego pracodawcę zaskoczona.- Dam Ci jej numer, umówicie się na spotkanie.- pokiwałam głową nie mogąc wydusić ani słowa. Zapisał na karteczce ciąg cyfr i podał mi ją.
- Dziękuję.- odezwałam się po chwili i wstałam z miejsca.
- Marina, wróć do domu. Odrobisz te cztery godziny kiedy indziej.- oznajmił. Jeszcze raz mu podziękowałam i wyszłam z gabinetu. Pożegnałam się z współpracownikami i wróciłam do domu. Usiadłam w salonie i zadzwoniłam do pani Wainwright. Jeszcze tego dnia miałam się z nią spotkać. Zrobiłam obiad i zaczęłam się przygotowywać do spotkania. Ubrałam bladoniebieski top, czarne spodnie i czarny żakiet. Punktualnie o szesnastej byłam w małej kawiarni w centrum. Rozejrzałam się po sali i zobaczyłam Lisę.
- Dzień dobry.- przywitałam się gdy podeszłam do stolika przy którym siedziała.- Nie czeka pani długo?
- Witaj. Nie, przyszłam chwilkę przed panią.- odparła. Zamówiłyśmy po kawie.-Mogę mówić Ci na Ty?- spytała, a ja pokiwałam głową.- Pewnie zastanawiasz się czemu chciałam się z Tobą spotkać. Oglądałam Cię podczas ligi. Znasz się na siatkówce i masz dobry kontakt z zawodnikami. Kochasz ten sport. Chcę żebyś pojechała do Japonii na puchar świata.
- Ale ja...- wtrąciłam cicho.
- Oczywiście nie pojedziesz sama. Pojedzie z Tobą mój przyjaciel. Puchar to ogromna impreza.
- Oczywiście, rozumiem. Ja... nie wiem co powiedzieć.- szepnęłam zaskoczona.- Ogromnie dziękuję.
Witaj! Rozdział bardzo fajny, tylko troszkę krótki :( Nareszcie Marina poszła z Hubertem na jakąś imprezę. Mogłaś trochę więcej ją opisać, ale i tak jest ok. Jak wspomniałam w komentarzu pod poprzednim rozdziałem, brakuje mi trochę ich wspólnych scen. Nawet na Oscara poświęcasz więcej czasu niż Huberta. Nie żebym narzekała, bo kocham Oscara! <3
OdpowiedzUsuńCzekam na następny.
Pozdrawiam :*
Świetny rozdział. Marina jest niesamowita, tak jak jej miłość do siatkówki. Do następnego. Pozdr ;-)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział
OdpowiedzUsuńNooo, czyżby się trochę historia zaczęła rozkręcać? ;) Mam nadzieję, że Japonia to będzie duży skok dla Mariny, ale w takim pozytywnym znaczeniu :) Czekam na kolejne ^^
OdpowiedzUsuń